piątek, 18 marca 2011

Być kobietą, być kobietą-mamusią......

Założyłam ten blog, gdyż trudno rozmawiać z "małą głową". Zastanawiacie się co to, ta mała głowa. Mówię tak na moją malutką córeczkę, która jest rozkoszna ale nie pogadam sobie z nią, bynajmniej w najbliższym czasie. Rano, gdy dom pustoszeje, bo cała moja rodzina gdzieś goni, piję kawę i mam niedobór ludzi.
Ten czas spędzony w domu z malutkim dzieckiem jest cudny, ale czasem tak nudny.
Kawa stygnie, a w mojej głowie sto myśli na minutę, aż zwoje się grzeją. Wpadłam więc na pomysł, że tak jak wielu z was przerzucę to na papier, tu akurat monitor.
Wszyscy myślą, że dla kobiety, która siedzi w domu to szczyt marzeń i nic lepszego nie może się wydarzyć. No i troszeczkę tak jest, bo dziecko w kobiecym życiu to ogrom radości ale i totalne szaleństwo.
Najtrudniej zapomnieć o sobie, o tych podstawowych sprawach. Ciągle chce się spać i wszystko by człowiek oddał za spokojny sen, bez nasłuchiwania czy wszystko jest dobrze. Dla mojej malutkiej piąta rano to super czas na chichoty, o zgrozo.
Kolejnym wyczynem jest kąpiel. Proste nie, no co za problem się wykąpać. I ja nie mówię o cudnie gorącej wannie z poświatą świec i lampką wina, o nie. Ja mówię o szybkim prysznicu, aby poczuć się jak człowiek.
Może tylko moja mała czuje przez skórę, że idę do łazienki, bo gdy tylko wejdę do kabiny i się namydlę ona zaczyna swój koncertowy płacz. Latam wtedy jak opętana, cała mokra i w pianie ratując sytuację kryzysową. Po drodze oczywiście robię parę fikołków, bo podłoga śliska a nogi w mydle. Jezu zwariować można.
A posiłki, ciągle jem na stojąco z uwieszoną kluseczką na mnie. Czasem bardzo żałuję, że nie mam trzeciej ręki. Te akrobacje aby jedzenie trafiło do buzi graniczy z cudem. Totalny bezsens ubrać się ładnie, połowa śniadania ląduje na bluzce. Boże co ja bym oddała za spokój poranka, gorącą kawę, rogalika z dżemem i jajeczko na miękko. Marzenia, marzenia, a życie sobie.
Kończąc tą szaloną wyliczankę zrobiło mi się lepiej. Jak wyrzuciłam te frustracje to od razu jakoś lżej. Pociesza mnie tylko to, że większość mam z maslutkimi dziećmi ma podobnie. Szkoda tylko, że żadne pismo dziecięce nie pisze o tym trudzie. Może świeżo upieczone mamy nie miały by zbyt wygórowanych oczekiwań, gdyby ktoś im to wcześniej opowiedział, a nie tylko kolorowe wózeczki, kokardki i pluszowe misie.
Strasznie kocham swoje dzieci ale wszystko w nadmiarze szkodzi. Cudnie by było zachować równowagę w życiu mamy-kobiety aby czasem mogła poczuć się jak człowiek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz